Ile (przynajmniej częściowo chrześcijańskich) krajów, tyle bożonarodzeniowych tradycji kulinarnych. W oczekiwaniu na święta postanowiłam przedstawić Wam trzy, które wydały mi się szczególnie ciekawe, a może i nieco dziwne. Oto druga z nich.

Australia: krewetki z grilla
Z oczywistych powodów większość australijskich tradycji bożonarodzeniowych – także tych związanych z kulinariami – ma pochodzenie anglosaskie. Australijczycy pieką więc szynki i indyki, jedzą puddingi i wypełnione bakaliami mince pies. Ale trochę się wtedy wściekają, bo pieczenie szynki, kiedy na zewnątrz jest 38 stopni, to lekka przesada – bardziej pasuje do urządzanego w lipcu, zimowego Bożego Narodzenia (Christmas in July).
Dlatego też Australijczycy stworzyli swoje tradycje, bardziej pasujące do klimatu. Ulubionym deserem przez cały rok, a więc i w Boże Narodzenie, jest pavlova z letnimi owocami. Inny zwyczaj to imprezy na świeżym powietrzu i objadanie się owocami morza, zwłaszcza krewetkami, które to, jak głosi znany slogan, „wrzucają na grilla”.
Shrimp on the barbie to wyrażenie zaczerpnięte z nakręconych w latach osiemdziesiątych reklam promujących Australię w USA, w których występował Paul Hogan, aktor i komik znany z filmów o Krokodylu Dundeem. Co zabawne, żaden Australijczyk raczej by tak nie powiedział, na krewetki mówią oni bowiem prawns, a tekst reklamy dostosowany został do amerykańskiego odbiorcy. Lubujący się w skrótach Aussies bez wątpienia lubią się za to gromadzić wokół barbie – czyli barbecue.

Reklama stała się szalenie popularna, a Australia szybko wskoczyła na pierwsze miejsce na liście wakacyjnych marzeń Amerykanów. Zapewne irytowało ich nieco powtarzane przez turystów hasło, bo też krewetki, choć lubiane, nie są w Australii jakimś szczególnie wyróżnionym składnikiem. No chyba że w święta, kiedy to zapotrzebowanie na krewetki rośnie kilkukrotnie: okres Bożego Narodzenia odpowiada za 40% rocznej konsumpcji.
2 uwagi do wpisu “Świąteczne dziwy: krewetki z grilla”