Wszyscy, którzy oglądali telewizję w latach dziewięćdziesiątych, pamiętają pewnie, że miętowe pastylki są remedium na takie problemy dnia codziennego jak złamany obcas. Pewnie niewielu za to wie, że historia mentosów sięga początków wieku, że pochodzą z Holandii, ale narodziły się… tak, tak, w Polsce!
W 1900 roku w holenderskim Breskens cukiernię założył Izaak Van Melle. Trzydzieści dwa lata później jego synowie i dziedzice Michael i Pierre wyruszyli w podróż po Europie, poszukując nowych smaków i inspiracji. Trafili do Krakowa, gdzie cukiernicy zaprezentowali im masę do cukierków o nazwie „tell”. Bracia Van Melle kupili przepis, który stał się podstawą owocowych cukierków do żucia Fruittella, a później także mentosów, które w latach sześćdziesiątych staną się flagowym produktem firmy.
Pierwszym smakiem była kontrowersyjna lukrecja – do dziś można kupić lukrecjowe cukierki w Holandii – jednak największą popularność zdobyły drażetki miętowe. Oprócz tego mamy mentosy o smakach różnych owoców, coli czy cynamonu.
Polakom (przynajmniej tym po trzydziestce) mentosy dość jednoznacznie kojarzą się z kultową kampanią reklamową z lat dziewięćdziesiątych pod hasłem „Mentos the Freshmaker”. Ach, która dziewczyna nie chciała tak złamać obcasa!
Nakręcone w RPA reklamy skierowane były przede wszystkim na rynek amerykański i odwoływać się miały do „luzackiego”, amerykańskiego stylu życia (i pewnie dlatego tak bardzo spodobały się w Polsce, która właśnie zachłystywała się kolorową, kapitalistyczną konsumpcją). Amerykanie robili sobie jaja z prostackich fabuł i niezgrabnego tekstu piosenki (konia z rzędem temu, kto zrozumie, o co chodziło autorowi wersów: „It doesn’t matter what comes, fresh goes better in life”), ale kampania wzbudziła zainteresowanie, a w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych sprzedaż wzrosła sześciokrotnie.
Kampania doczekała się też parodii w popularnym teledysku Foo Fighters, a fani zaczęli obrzucać zespół cukierkami na koncertach. Jak pewnie zdajecie sobie sprawę, mentosy są dość twarde, nieczęsto można więc usłyszeć Big Me na żywo.