Władcy jedzenia

Dziennikarskie śledztwo Stefana Libertiego nie pozostawia złudzeń: jedzenie nie jest niewinne, a każde nasze zakupy w supermarkecie są aktem głęboko politycznym.

Pomysł na książkę Władcy jedzenia. Jak przemysł spożywczy niszczy planetę powstał, kiedy jej autor, znany włoski dziennikarz Stefano Liberti zaczął zastanawiać się, skąd się wzięły i jaką drogę pokonały produkty, po które codziennie sięgamy w sklepie spożywczym. Postanowił skupić się na czterech niezwykle popularnych składnikach, które stanowią podstawę diety milionów ludzi na świecie: wieprzowinie, soi, tuńczyku z puszki i koncentracie pomidorowym. Rezultaty śledztwa okazały się tyleż fascynujące, co przerażające.

Liberti nie spodziewał się, że odtwarzając szlak, jaki pokonała supermarketowa szynka i – pozornie – włoskie pomidory w puszce, trafi na granicę chińsko-mongolską czy do brazylijskiego Mato Grosso. Nie spodziewał się – czy ktoś z Was się spodziewa? – że chińskie świnie, których intensywna przemysłowa hodowla jest „oczkiem w głowie” władz, chcących zagwarantować tanie mięso wszystkim obywatelom, karmione są brazylijską soją, której gigantyczne, monokulturowe uprawy niszczą „zielone płuca ziemi”.

Nie spodziewał się też, że zobaczy w Północnej Karolinie – miejscu, gdzie właściwie wynaleziono chów przemysłowy świń – gigantyczne „laguny” odchodów, które nie są brązowe czy żółte, lecz… fioletowe i różowe od antybiotyków, którymi faszerowane są zwierzęta. Ani tego, że pomiędzy tymi lagunami mieszkają ludzie – uwięzieni we własnych domach, zaczadzeni smrodem, otruci.

Jeśli wydaje się Wam, że Brazylia, Chiny i Północna Karolina są daleko, a my – w Unii Europejskiej czy w Polsce – mamy z pewnością jakieś regulacje, które nie pozwalają na niszczenie przyrody i uprzykrzanie ludziom życia na tak ogromną skalę, przeczytajcie wstęp do książki autorstwa Marcina Wójcika, w którym pisze on o intensywnym chowie drobiu w Polsce, a następnie, ot tak, z ciekawości, sprawdźcie, do kogo należy grupa Animex – producent „polskich” marek Sokołów czy Morliny.

Jeśli natomiast – jak ja – jesteście wegetarianami i myślicie sobie, że Was to wszystko nie dotyczy, przeczytajcie rozdział o obozach pracy we włoskiej Apulii, w których uchodźcy z Ghany zbierają „pachnące słońcem” pomidory, a następnie przypomnijcie sobie historię rolnika, który zostawił na śmierć nieubezpieczoną pracownicę z Ukrainy (kobieta na szczęście przeżyła, szef zapłacił za leczenie, a sprawa zakończyła się ugodą, myślę, że warto jednak pamiętać o tej historii w kontekście problemów systemowych rolnictwa, nie tylko w Polsce).

Lektura Władców jedzenia jest fascynująca, choć nieprzyjemna – można odnieść wrażenie, że nie ma dla nas jako konsumentów ratunku, że uwikłanie w globalne procesy sterowane przez kilku wielkich graczy na rynku spożywczym stopniowo doprowadzi do zagłady planety, do której przyczyniamy się – mniej lub bardziej świadomie – my wszyscy. Liberti nie daje gotowej odpowiedzi, co z tym zrobić, ale w swojej książce (a także w pokazywanym na festiwalu Millenium Docs Against Gravity, nakręconym wraz z Enrico Parentim filmie Sojalizm) podpowiada kilka rozwiązań: domagajmy się informacji, wybierajmy świadomie, jedzmy lokalnie, poznawajmy rolników, ograniczajmy mięso. Tylko tyle. I aż tyle.

Autorka bloga, Stefano Liberti, Enrico Parenti po pokazie filmu Sojalizm, fot. Anna Czarnota

Stefano Liberti, Władcy jedzenia. Jak przemysł spożywczy niszczy planetę, przeł. Ewa Nicewicz-Staszowska, AGORA 2019

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s