W 1978 roku, na niepozornej stacji benzynowej w jednym z najmniejszych stanów USA dwóch chłopaków założyło lodziarnię. Dziś Ben & Jerry’s to jedna z najsłynniejszych lodowych marek na świecie; choć firma działa jako jednostka zależna gigantycznego Unilevera, jej założyciele nie boją się udzielać politycznie, wspierają ruch LGBT na całym świecie, a w obronie swoich przekonań dają się nawet aresztować.

Burlington, niewielkie, przyjazne miasto o hipisowskiej atmosferze, położone w zielonym stanie Vermont, rozsławili były burmistrz Bernie Sanders i właściciele firmy Ben & Jerry’s Ben Cohen i Jerry Greenfield, których malutki sklep z lodami przekształcił się z biegiem lat w ogromną, słynną na całym świecie markę. Ich pierwszym ogólnokrajowym sukcesem była nagroda “U.S. Small Business Persons of the Year” wręczona im w 1988 roku przez Ronalda Reagana, ale sympatie polityczne obu panów lokują się całkiem gdzie indziej: lewicowi jak Sanders (w 2016 roku stworzą na jego cześć smak Bernie’s Yearning), Cohen i Greenfield od początku wspierali lokalne kooperatywy, projekty ekologiczne i, przede wszystkim, małżeństwa homoseksualne i inne kwestie leżące na sercu ruchowi LGBT.
Odkąd kilka lat temu lody Ben & Jerry’s pojawiły się w Polsce, marka jest jednym z ważnych sponsorów Parady Równości, na której ma też zawsze swoją platformę. Budzi to pewne kontrowersje, ponieważ od 2000 roku B&J jest częścią globalnej korporacji Unilever, a anektowanie emancypacyjnego ruchu przez wielkie firmy nie wszystkim się podoba.
Nie zmienia to faktu, że marka pozostaje jedną z najbardziej progresywnych i zaangażowanych politycznie, Cohen i Greenfield uczestniczą w progresywnych kampaniach i demonstracjach (w 2016 podczas jednej z nich zostali nawet aresztowani) a także jej obecny CEO Jostein Solheim głęboko wierzy w społeczną odpowiedzialność biznesu, czego dowodzą nie tylko gesty wsparcia dla ważnych spraw (B&J wyrazili np. solidarność z ruchem Occupy, a w Australii odmówili sprzedaży dwóch gałek lodów o tym samym smaku, póki nie nastąpi tam legalizacja związków partnerskich), ale też same produkty – w dużej części fair trade’owe, bez GMO, w biodegradowalnych opakowaniach. Dostępne są również (naprawdę pyszne!) wegańskie wersje lodów.

Znakiem rozpoznawczym lodów B&J jest ich niejednorodna konsystencja: nie są to nigdy same lody, zawsze lody „z czymś”. Okazuje się, że to nie przypadek: Ben Cohen cierpi na przypadłość zwaną anosmią – jego zmysły węchu i smaku są bardzo ograniczone, dlatego też największą przyjemność z jedzenia czuje właśnie dzięki możliwie jak najbardziej zróżnicowanej konsystencji.
Być może próbowaliście dostępnych w Polsce, ultra-amerykańskich smaków Peanut Butter Cup (lody arachidowe z babeczkami z masłem orzechowym), Cinnamon Buns (lody karmelowe z cynamonową kruszonką i ciastem) czy Chocolate Fudge Brownie (czekoladowe z kawałkami brownie); kuszą również takie kombinacje jak Chillin’ The Roast (lody kawowe z truflami czekoladowo-kawowymi i krówkami), Bourbon Pecan Pie (lody o smaku bourbona z orzeszkami pekan, karmelkami i karmelem o smaku whiskey) czy nazwane tak na cześć gitarzysty Grateful Dead Cherry Garcia (lody wiśniowe z wiśniami i krówkami). „Swoje” smaki mają też prowadzący amerykańskie late nighty Jimmy Fallon i Stephen Colbert. Najpopularniejsze ze wszystkich są jednak lody o nazwie Half Baked: czekoladowo-waniliowe z „w połowie upieczonym” ciastem na chocolate chip cookies i kawałkami brownie.
Słodkie i „na bogato”: lody Ben & Jerry’s to prawdziwie amerykańska dekadencja, ale też marka o świadomie kształtowanej tożsamości społeczno-politycznej. Kupując produkt tak niewinny, jak lody, rzadko zdajemy sobie sprawę, że kupujemy stojące za nim wartości: w tym przypadku są to równość, tolerancja i ekologia.

Jedna uwaga do wpisu “Ben & Jerry’s”