Pszenne bułeczki z charakterystycznym nacięciem to duma austriackiego piekarnictwa, która znana jest co najmniej od połowy XVIII wieku. Ich nazwa – Kaisersemmel czyli „bułeczki cesarskie” – powstała ponoć później, na cześć cesarza Franciszka Józefa. Kajzerka to bez wątpienia jeden z najważniejszych europejskich wypieków – i do dziś jedna z najpopularniejszych bułeczek w Polsce.
Że zajadano je już w 1760 roku – i to nie byle gdzie, bo na dworze Marii Teresy – wiemy dzięki obrazowi szwedzkiego malarza Martina van Meytensa, który dokumentował życie osiemnastowiecznych europejskich możnych.

Wedle najpopularniejszej legendy zawdzięczają swoją nazwę Franciszkowi Józefowi, który poszedł na rękę cechowi austriackich piekarzy i uwolnił ustalone wcześniej przez państwo ceny pieczywa – na jego cześć popularne Semmeln (bułeczki) zyskały przydomek Kaiser– (cesarskie) – choć w Niemczech bywają nazywane też bułeczkami wiedeńskimi (Wiedeń – jak dowodzi też francuskie słowo viennoseirie, odnoszące się do szeregu wypieków takich jak croissanty czy pain au chocolat – w ogóle uznać można za stolicę europejskiego piekarstwa).
Kajzerki tradycyjnie wypieka się z białej pszennej mąki, słodu, drożdży, wody i soli. Ich skórka jest twarda i najczęściej występują w wersji „bez niczego”, choć można posypać je też makiem, sezamem, lnem czy grubą solą.
Swoją odmianę kajzerek, zwaną michetta (okruszek) lub rosetta (różyczka) mają też Włosi. Swoje bułki przywieźli tam urzędnicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego, któremu po przyjęciu pokoju utrechckiego w 1713 roku przypadła Lombardia. W Mediolanie Kaisersemmeln nie wychodziły jednak równie dobrze co w Wiedniu – szybciej się starzały, przyjmując nieprzyjemną, „gumowatą” konsystencję. Problemem okazał się wilgotny klimat – woda przenikała ciasto, bułkę należało więc uczynić lżejszą, jakby „nadmuchaną”. Mediolańscy piekarze zmienili proporcje wody i mąki, zadbali o wysoką zawartość glutenu i stworzyli pieczywo podobne do kajzerek, ale i nieco inne. W latach osiemdziesiątych XX wieku zainspirowały one powstanie słynnej ciabatty.

Co ciekawe, kilka lat temu kajzerki stały się w Polsce powodem pewnego drobnego skandalu i… procesu sądowego. Otóż w teleturnieju Milionerzy padło pytanie o liczbę nacięć na bułeczce. Uczestnik, pan Waldemar, odpowiedział, że nacięcia są cztery, Hubert Urbański oznajmił, że jest ich pięć i pożegnał go. Okazało się jednak, że sprawa nie jest taka prosta: w Warszawie nacięć jest zazwyczaj pięć, w Krakowie jednak bułka nacinana jest na krzyż. Uzbrojony w źródła takie jak książka „Jak gotować – praktyczny poradnik kucharstwa” Marii Disslowej z 1930 roku i Słownik Języka Polskiego z roku 1952, pan Waldemar pozwał TVN i, po wyroku sądu, stacja musiała zaprosić pechowego uczestnika do kolejnego odcinka. Niestety i tak nie udało mu się wygrać miliona.
Jedna uwaga do wpisu “Kajzerka”