Rogal świętomarciński

Najsłynniejszy wypiek Wielkopolski to bez wątpienia rogal świętomarciński – rogal z ciasta półfrancuskiego wypełniony białym makiem, orzechami, rodzynkami, oblany lukrem, obsypany migdałami lub orzeszkami. Rogale swoją nazwę czerpią od świętego Marcina z Tours, patrona dzieci, hotelarzy, jeźdźców, kawalerii, kapeluszników, kowali, garbarzy, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków i żołnierzy. A także, już od XIII wieku, jednej z najważniejszych ulic Poznania, która wraz z Marcinem 11 listopada obchodzi swoje imieniny.

Tradycyjnie dzień świętego Marcina oznaczał czas pieczenia gęsi (słynna „gęsina na świętego Marcina”) i słodkich bułek, którymi żegnano się z obżarstwem na czas adwentu. Pojawiające się w opowieściach o rogalach doniesienia, jakoby już ludy pogańskie składały bogom ofiary z ciasta w kształcie wolich rogów możemy pominąć, odnotować za to warto, że rogale drożdżowe obecne były w środkowej Europie od czasów średniowiecza (mowa tu choćby o austriackim kipferl, który stał się inspiracją dla croisssantów, jak wiemy z tej historii). Oczywiście mamy też wersję, zgodnie z którą poznańskie rogale – jak i croissanty – wiążą się z postacią Jana III Sobieskiego i jego zwycięstwem w bitwie pod Wiedniem, gdzie pokonał Turków walczących pod flagą z półksiężycem.

Według najpopularniejszej wersji legendy wokół tego konkretnego wypieku, prekursorem poznańskich rogali był piekarz Walenty, który pod wpływem kazań w kościele świętego Marcina chciał zrobić coś dobrego dla innych, a nie miał pomysłu, żołnierskiego płaszcza ani konia. Pewnej nocy objawił mu się rzymski legionista, święty Marcin na białym koniu, który uśmiechnął się tylko tajemniczo. Gdy Walenty oprzytomniał, zobaczył na śniegu podkowę i wiedział już, co ma zrobić – upiec w jej kształcie rogala, nadziać go pysznie i rozdać ubogim właśnie pod poznańskim kościołem.

„Historycznym Walentym” był cukiernik Józef Melzer, który przekonał swojego szefa, właściciela piekarni, by ten pozwolił mu upiec rogale, a następnie rozdać je ubogim mieszkańcom Poznania. Pomysł ten wpadł mu ponoć do głowy w listopadzie 1891 roku pod wpływem kazania księdza z Kościoła Świętego Marcina, Jana Lewickiego, który zachęcał wiernych do czczenia patrona świątyni poprzez okazywanie dobra uboższym. W tym czasie ciasto półfrancuskie było już dobrze znane w Europie; mak z kolei jest składnikiem bardzo ważnym w polskich słodyczach, a jego biała odmiana jest słodsza i delikatniejsza od niebieskiej. Miód, bakalie, kandyzowane owoce – to wszystko składniki symbolizujące w kuchni polskiej bogactwo i przynoszące szczęście. W kolejnych latach rękawicę podjęli inni cukiernicy i piekarze, i tak narodziła się tradycja, przyjęta oficjalnie przez Stowarzyszenie Cukierników w 1901 roku – która notabene swoją kulminację znajduje dziś w luksusowych rogalach sprzedawanych za dwadzieścia złotych w eleganckich cukierniach.

Z rogalem świętomarcińskim wiąże się bardziej współczesna awantura – otóż jest to wypiek zarejestrowany jako chronione oznaczenie geograficzne na liście unijnej, obok włoskich, francuskich i greckich specjałów, ale i choćby naszego cebularza i oscypka. Podczas jednak gdy zgłaszający oscypek producenci wyznaczyli bardzo rygorystyczne zasady, przez co zaroiło się od serów „oscypkopodobnych”, poznańscy piekarze chcieli być sprytniejsi i zgłosili recepturę na ciasto z margaryną, nadziewane masą makową z aromatem migdałowym i obsypane orzeszkami – zamiast tradycyjnych migdałów. Oznacza to, że rogale na maśle, przygotowane wyłącznie ze świeżych jaj i migdałów są… nietradycyjne. Co myślą o takim zastrzeżeniu co ambitniejsi cukiernicy – zobaczycie poniżej. Tymczasem chcąc spróbować produktu najwyższej jakości powinniśmy w zasadzie szukać „marciniaków”, „rogali z białym makiem” i tym podobnych.

Dodaj komentarz