Jeden z najsłynniejszych francuskich wypieków w zasadzie pochodzi z Austrii, a wedle legendy w jego powstanie zamieszany był pewien polski szpieg…
Istnieje wiele legend dotyczących powstania rogali, a duża część z nich wskazuje na ich związek z islamskim półksiężycem. Według jednej z opowieści, pewien siedemnastowieczny piekarz, którego miasto (bądź Wiedeń w 1683, bądź Budapeszt w 1686 roku) oblężone było przez Turków, usłyszał w nocy dudnienie – to Turcy budowali podziemny tunel. Piekarz podniósł raban, uratował miasto, ale w nagrodę poprosił tylko o to, by to jemu i tylko jemu wolno było piec rogale w kształcie półksiężyca upamiętniające to wydarzenie.
Według innej legendy, rogaliki podawane były w pierwszej wiedeńskiej kawiarni Hof zur Blauen Flasche (Dom pod błękitną butelką), której założycielem miał być Polak, Jerzy Franciszek Kulczycki. W czasie oblężenia Kulczycki miał przebrać się w turecki strój, podśpiewywać osmańskie piosenki i dzięki temu przedostać się do obozu wroga, uciec z miasta i wezwać na pomoc Karola V Leopolda.
Siedemnastowieczne rogale nie przypominały jednak croissantów, które znamy dzisiaj. Był to raczej kipfel – drożdżowy rogalik w kształcie księżyca, znany w środkowej Europie co najmniej od XIII wieku. Same croissanty z listkowego ciasta, które nazywamy w Polsce „francuskim” co najmniej od czasów Kitowicza, to wynalazek dziewiętnastowieczny – pierwsze o nich wzmianki pochodzą z 1839 roku, kiedy to swoją wiedeńską cukiernię otworzył przy rue de Richelieu w Paryżu austriacki przedsiębiorca August Zang.

Zang rozpropagował w Paryżu wiedeńską technikę pieczenia w parze (to m.in. dzięki niej możliwe stało się pieczenie chlebów na samych drożdżach, a bagietki i kajzerki zyskały swoją chrupiącą skórkę) i sprowadził tam wiedeńskie rogale, które szybko zaczęto imitować, używając jednak listkowego, maślanego ciasta, które znane było we Francji od co najmniej XVII wieku, ale najczęściej używane jako „oprawa” dla innych składników, jak w przypadku vol-au-vent. Tak powstały francuskie półksiężyce, które należą do kategorii piekarsko-cukierniczej zwanej viennoiserie. Nawet jeśli nie znaliście tego określenia, szybko domyślicie się, co ona oznacza: wystarczy wejść do dowolnej piekarni we francuskim stylu (idealnym przykładem będą tu Vincent czy Charlotte, ja polecam również wspaniałe wypieki od moich sąsiadek z warszawskich Bielan, czyli Montażowni Cukierniczej) i spojrzeć na piętrzące się tam croissanty, pain-au-chocolat, brioszki czy danisze: te wszystkie maślane, słodkie, bogate w smaku cuda, najczęściej z laminowanego ciasta to właśnie viennoiserie.

Jak tłumaczy Alan Davidson w kompendium The Oxford Companion to Food, przez wiele lat croissanty podawano we Francji na śniadanie bez dodatków, jedynie z dużą, mleczną kawą. Chcąc jednak opierać się zewnętrznym wpływom hot dogów i hamburgerów i stworzyć lokalną odpowiedź na le fast food, Francuzi zaczęli w latach 70. otwierać przybytki zwane croissanteries, w których można było kupić półksiężyce nadziewane lub przekrojone – w formie kanapki.
Nadziane czy nie, paryskie czy wiedeńskie, croissanty stały się jednym z powszechnie rozpoznawanych elementów śniadania we francuskim stylu – i jednym z najbardziej uwielbianych przysmaków w piekarniach całego świata.
3 uwagi do wpisu “Croissant”