Ranch dressing

„Sos ranczerski” to bez wątpienia najpopularniejszy dressing Ameryki: daleko w tyle pozostawia sos tysiąc wysp czy dressing green goddess. Majonez i maślanka wymieszane z wyjątkową kombinacją przypraw i ziół (czosnek, papryka, gorczyca, pieprz, szczypiorek, koperek, natka pietruszki) to jeden z symboli kuchni Stanów Zjednoczonych.

W 1949 roku pochodzący z Nebraski Steve Henson przeprowadził się z żoną w okolice Anchorage na Alasce, gdzie przez trzy lata prowadził firmę hydrauliczną. Odniósł na tyle duży sukces, że w wieku trzydziestu pięciu lat mógł w zasadzie przejść na emeryturę – i zrobił to z przytupem, bo z lodowatej Alaski wyprowadził się do słonecznej Kalifornii. Nie mógł znieść bezczynności: kupił ranczo w San Marcos Pass i nadał mu nazwę Hidden Valley Ranch. Przyjmował w nim gości, którym serwował ponoć doskonałe steki.

To oni pierwsi próbowali sosu, który Henson wymyślił ponoć jeszcze dla swoich pracowników na Alasce – jako że w tamtej części świata trudno było o świeże składniki, posiłkował się przyprawami, suszonymi ziołami takimi jak koperek i natka pietruszki a także suszonym czosnkiem, które do dzisiaj stanowią podstawę charakterystycznego aromatu dressingu. Receptura okazała się na tyle popularna, że Henson zaczął przygotowywać ją też komercyjnie, na zamówienie koleżanki Audrey Ovington, która prowadziła kultową Cold Spring Tavern – restauracyjkę, która działa nieopodal Santa Barbara od ponad 150 lat.

Steve i Gillian Hensonowie

W 1957 roku na rynek wprowadzono pierwsze saszetki z miksem przypraw służącym do przygotowania dressingu. Kosztowały 75 centów i przygotowywane były na ranczu Hensona – jak wspomina jego syn, produkcja zajmowała wszystkie pomieszczenia ich domu – aż do połowy lat sześćdziesiątych, kiedy to cała operacja stała się już zbyt duża, by mieścić ją w warunkach domowych. Wtedy to powstała fabryka obsługująca przedsiębiorstwo Hidden Valley Ranch Food Products, Inc. W 1972 roku firmę kupiła korporacja Clorox, a Henson ponownie przeszedł na emeryturę – tym razem naprawdę.

Ranch to nie tylko dressing – dziś sprzedawany przede wszystkim gotowy, w butelkach, ale też wciąż w wersji „suchej”, służącej do wymieszania z majonezem – ale też smak chrupków, orzeszków czy kukurydzy. Dip o tym smaku pasuje do kurczaka w panierce, słupków marchewki, nachosów. Dodaje się go do mac&cheese, polewa nim najróżniejsze sałatki, zapiekanki, a nawet – co dość kontrowersyjne – pizzę. Istnieje gazowany napój o smaku ranch (fuj), mydło o zapachu ranch, a na imprezę można sobie zamówić majonezowo-maślankową fontannę, przypominającą te z czekolady. W 2018 roku cała książka kucharska poświęcona została jedynie przepisom zawierającym najsłynniejszy dressing Ameryki – znajdziemy w niej krążki cebulowe z przyprawą ranch, dip ranczerski z wędzonym łososiem, a także połączenie dwóch kultowych klasyków: „Green goddess ranch dressing”.

Jak to często rzecz się miewa ze słynnymi amerykańskimi markami, ranch jest motywem popkulturowym. Pojawia się między innymi w dość, hmm, ciekawej scenie serialu „Simpsonowie”, jest także kluczowym elementem doskonałego skeczu Saturday Night Live z Mellissą McCarthy w głównej roli.

Dodaj komentarz